Można inaczej Andrzej Jacek Blikle

                                                                                                                                 

 

 

 

Narodziny gwiazdy

Rozmiar tekstu

J.Jakubowski - Pandemia; co robić

Pandemia wydaje się wywracać do góry nogami cały nasz świat.

Przede wszystkim zmuszeni jesteśmy do izolacji. Warto sobie uświadomić, że w normalnym świecie izolacja jest jedną z podstawowych kar – uderza w naszą podstawową potrzebę bycia z innymi. Masowo stosowana rozwala więzi społeczne, które przecież opierają się na relacjach, spotkaniach, wspólnym działaniu. Podtrzymujemy je używając Internetu (szczęście wielkie, że istnieje), ale narasta głód spotkania twarzą w twarz.

Pytanie – czy w naszym przed-pandemimicznym życiu dostatecznie dużo uwagi poświęcaliśmy prawdziwym spotkaniom z drugim człowiekiem. Ile energii poświęcaliśmy na budowanie sensownych rodzin, jak dbaliśmy o głębokie przyjaźnie, ile czasu przeznaczaliśmy na tworzenie sieci relacji opartych na zaufaniu?

Trudnym aspektem dziejących się zdarzeń jest też bardzo podstawowy lęk przed katastrofą ekonomiczną. Miliony ludzi zastanawiają się za co będą żyły. Jak wyglądać będzie gospodarka, której globalna współzależność została już mocno nadwyrężona. Widmo bankructwa zagląda w oczy małych i średnich firm, a co będzie jak zaczną walić się wielkie korporacje? Przedsmak tego mieliśmy w czasie kryzysu finansowego, który wcale nie został dobrze rozwiązany.

Pytanie – czy w przed-pandemimicznym życiu nie towarzyszyła nam narastająca niepewność, a właściwie pewność braku sensownego kierunku? Czy strach przed utratą pracy nie był codziennym kolorytem wszelkich podejmowanych przez nas działań? Czy mali i wielcy przedsiębiorcy wkręceni w wir nieustającej konkurencji nie budzili się zlani potem w nocy uświadamiając sobie, że wszelkie planowanie w intensywnie zmieniającej się rzeczywistości nie ma sensu?

Wiele rodzin doświadcza boleśnie absurdu systemu oświatowego. Dzieciaki stłoczone w domu zalewane są tysiącem zadań polegających na „przerabianiu materiału”. Rodzice wprzęgani są w destrukcyjny proces wtłaczania w głowy swoich latorośli tysięcy informacji, których zapamiętywanie utożsamiane jest z uczeniem się.

Pytanie – czy nie widzieliśmy tego wcześniej? Czy narastający kryzys oświaty nie budził u wielu głębokiego niepokoju? Czy absolwenci nie stanowili największego odsetku bezrobotnych? Czy pracodawcy nie mówili gremialnie, że zatrudniani młodzi ludzie muszą przechodzić swoisty proces dojrzewania do współpracy, zadaniowości, faktycznego uczenia się jako elementu codziennej działalności?

Jakby tego wszystkiego było mało, od lat żyliśmy w cieniu nadchodzącej katastrofy ekologicznej. Działaliśmy, snuliśmy plany, pożyczaliśmy pieniądze, wiedząc, że nie wiemy, kiedy huragany, susza, dotkną nas bezpośrednio, lub pośrednio uruchamiając wielomilionowe fale migracji. Migracji przerażonych, walczących o życie ludzi, walczących z nami, tłustymi kotami, broniącymi swojego terytorium, stylu życia, osiągnięć cywilizacyjnych. Czy wraz z pandemią w magiczny sposób zniknęło zagrożenie ekologiczne? Czy setki działań chroniących zdrowie odsuwa nadciągające tsunami zmian klimatycznych?

W przed-pandemimicznych czasach z różnych stron napływały informacje o umierających dzieciach, wszechobecnym raku, a nawet o setkach tysięcy osób umierających od… grypy. Przyjmowaliśmy do wiadomości, że tak już jest. Trudno. Są na tym świecie miliony wykluczonych, umierających, uciekających przed kretyńskimi wojnami, ale… no cóż. Trudno, jakoś tak jest.  

Pytanie – czy frustracja, czyli nie zaspokojenie podstawowych potrzeb, to jakieś nowe zjawisko? Czy nie towarzyszy ona milionom ludzi wykluczonych, chorych, ale też zanurzonych w jałowej „pracy bez sensu”, czy wkurzonych na  politykę?

W przed-pandemimicznych czasach dziesiątki naukowców i innych mądrych specjalistów mówiło, że grozi nam pandemia. Jak widać świetnie się do niej przygotowaliśmy.

PANDEMIA NICZEGO NIE WYWRACA, TYLKO KUMULUJE  

Mam wrażenie, że w naszym przed-pandemicznym życiu wszystkie elementy tego, co z nami teraz się dzieje, były. Były – tylko w rozrzedzonej, dającej się łatwiej znieść formie. Pandemia, a raczej jej medyczno-społeczno-gospodarczy wymiar, skomasowały procesy i zjawiska. Z każdym z nich oddzielnie staraliśmy się jakoś poradzić. Znaczna część tego „radzenia sobie” polegała na różnych mechanizmach obronnych – wypieraniu, bagatelizowaniu, albo nakręcaniu się we wspólnym „krakaniu”.

Były też tysiące osób działające konstruktywnie. Tylko w większości tego typu osoby koncentrowały się  na jednym z w/w aspektów. Ekolodzy walczyli o ogólną świadomość ekologiczną, ludzie unowocześniający oświatę zajmowali się tworzeniem szkół alternatywnych, albo pięknych projektów obliczonych na rozwojowe zmiany w szkołach publicznych. Inni pomagali w budowaniu nowych form zarządzania, wprowadzali wartości do biznesu, szukali nowych form przedsiębiorczości.  Inni animowali środowiska lokalne, budowali społeczeństwo obywatelskie. 

Kryzys pandemiczny boleśnie pokazał, że wszystko jest połączone ze wszystkim. Gospodarka przenika się z oświatą. Ekologia stanowi tło każdej aktywności.  Praca z wykluczonymi jest warunkiem rozwoju całych społeczności, a nie problemem nawiedzonych społeczników. Trzeba zajmować się wszystkim na raz, a nie każdym z obszarów z osobna.

 

No to co robić?

Rdzeniem kryzysu pandemicznego jest porażająca niepewność dotycząca nawet najbliższej przyszłości. Kiedy skończy się atak wirusa? Jak odbudować gospodarkę, zmienić oświatę, zająć się milionami ludzi wyrzuconych z kolein swojego codziennego funkcjonowania. Przecież wiele  mądrych głów mówi, że to tylko kolejny objaw wielowątkowego kryzysu. Ponoć czekają nas takie zawirowania społeczne jakich nigdy do tej pory nie zaznaliśmy. Frustracja milionów ludzi wyda owoc w postaci wściekłości na to, co narcystyczni prorocy wskażą jako źródła zła wszelkiego.

Niepewność rozbija w proch nasz podstawowy sposób radzenia sobie z  rzeczywistością. Nasz klasyczny sposób „diagnozowania” i budowania na tej  solidnej (?) podstawie „planowania” okazuje się niemożliwy. Nie sposób opisać logicznie i analitycznie wszystkiego. Połączyć wszystkich aspektów tego, co się źle dzieje i ułożyć elegancką, logiczną drogę wyjścia.

Czy to oznacza bezradność i bierne oczekiwanie na to, co przyniesie los?

Nie. Trzeba mentalnie uwolnić się od całego zestawu nawyków behawioralno-poznawczo-emocjonalnych. 

Podstawowym wydaje się odejście od ciągu „najpierw zrozumieć, potem działać” na rzecz wejścia w proces działania, którego elementem jest nieustanne pogłębianie wiedzy. Już wielki Erich Fromm  w swoim kultowym dziele „MIEĆ, CZY BYĆ” napisał, że wiedzę można mieć, lub być w procesie poznawania. Współczesna nauka jest tego najlepszym przykładem – codziennie pojawiają się doniesienia kwestionujące poprzednie, często bazowe ustalenia. Czy przez to mamy wrażenie, że się cofamy? Nie – czujemy, że mądrzejemy, choć to, co dziś wiemy, jutro może okazać się nieprawdziwe.

Po drugie wszyscy musimy przyjąć do wiadomości fakt, że jesteśmy bytami nieustannie uczącymi się. Takimi już nas natura stworzyła. Może to sprawa ewolucji, a może siły wyższej – nie wiem. I godząc się na „nie wiem” jestem przekonany (wierzę), że tacy jesteśmy. Jest na to tysiące dowodów w nauce, w większości nurtów filozoficznych, w każdej mądrej religii, a także w praktyce zarządzania, nasilającej się rewolucji oświatowej i codziennym zdrowym rozsądku. Pandemia jest kolejnym doświadczeniem, które musimy „przetrawić”, zaadaptować. Trzeba zaakceptować towarzyszącą jej niepewność jako naturalny, stały składnik naszej rzeczywistości i odpowiedzieć na to nieustannym uczeniem się. 

Po trzecie musimy wrócić do tego, co nas ukształtowało. Dzięki czemu staliśmy się ludzkim gatunkiem. Do WSPÓŁPRACY. Jako jednostki byliśmy słabi, ale potrafiliśmy się zorganizować. Budując coraz większe społeczności ogarnęliśmy w końcu całą ziemię tworząc i niszcząc. Staliśmy się „globalną wioską” (chyba raczej miastem), w której procesy zachodzące w odległych o tysiące mil krajach wpływają na codzienność Twoją i Twoich sąsiadów.

Pandemia obnażyła tę nieprawdopodobną zależność. Pokazuje jak egoizm (osobisty, środowiskowy, religijny, biznesowy, narodowy i państwowy) zjada swój własny ogon. Egoizm czyli działanie w swoim własnym interesie tenże interes… osłabia. Powoduje dla egoisty największe zagrożenie.

Pandemia wyzwala też nieprawdopodobne pokłady głębokiej empatii, działania na rzecz dobra wspólnego. To, co robią lekarze i cały personel medyczny jest nie do przecenienia. Laboratoria na świecie, zamiast dalej konkurować (to przecież podobno najlepszy mechanizm rozwoju) podjęły współpracę dzieląc się zdobywanymi w pocie czoła informacjami. Setki ludzi szyje maski, pomaga sąsiadom, troszczy się o innych. Państwa uruchamiają miliardy na upadające przedsiębiorstwa. Bogacze dają kasę na biednych lub na upadające przedsiębiorstwa.

To nie jest jakaś nieznana wcześniej aktywność. W świecie przed-pandemimicznym pojawiło się tysiące działań, ruchów, metodologii stawiających na współdziałanie, pomoc, wspieranie. Często miały niebywałe osiągnięcia, ratowały setki ludzi, wspierały naukę, uruchamiały podmiotową przedsiębiorczość. To było piękne, ale… za mało.

Większość z tych działań cierpiało na pewnego rodzaju „egoizm wyższego rzędu”, albo może rodzaj szlachetnego narcyzmu. Innowatorzy, myśliciele, przedsiębiorcy, działacze zachłystywali się swoimi koncepcjami (niekiedy naprawdę genialnymi) i budowali wokół nich podejścia, środowiska, nurty myślowe. Kłopot w tym, że słabo się nawzajem słuchali. Raczej udawadniali, że moje jest lepsze niż cała ta reszta. Budowali swoją markę, uzyskiwali swój (albo swego podejścia) rozgłos.

Nie ma się co dziwić. Mądry człowiek coś odkrył, doświadczył olśnienia, wypracował podejście, uruchomił praktykę. Jacyś inni to docenili, zaczęło to się sprawdzać w praktyce, mieć solidną podbudowę naukową, oparcie w instytucjach, kościołach, szerokich ruchach…. Znaleźli się naśladowcy, fani, wyznawcy. Więcej – osoby zainspirowane zaczęły rozwijać  to właśnie genialne podejście. Pokazywać, że jest lepsze od innych.

Właściwie to było piękne. Taka paleta wspaniałych podejść teoretycznych, koncepcji, metodologii. Taka nadzieja tkwiąca w każdej z nich, że odkryła prawdę, najlepsze podejście, najlepszy sposób opisu rzeczywistości i wynikającego z niego działania. Dawała zakorzenienie się w dorobku, mądrym podejściu.

Było, ale się skończyło. Jedyna szansa, to nieustannie wszystkie te podejścia integrować, łączyć, tworzyć między nimi mosty. Odkrywać, formułować tezy wiedząc, że za chwilę trzeba będzie je zmienić. Konfrontować myśli, podejścia, intuicje. Nie grzęznąć w swojskim ”a nie mówiłem”, tylko wsłuchiwać się w myślących inaczej, chłonąć odmienne podejścia, poszukiwać wiedząc, że ostatecznej prawdy się nie znajdzie.

Naszą jedyną odpowiedzią na pandemię, jak też inne czające się kryzysy jest:

 NIEUSTANNE UCZENIE SIĘ

AKCEPTUJĄCE NIEPEWNOŚĆ

BUDUJĄCE WIELOPŁASZCZYZNOWĄ EMPATYCZNĄ WSPÓŁPRACĘ

NA RZECZ DOBRA WSPÓLNEGO